Bilbordy mówią, że rozpoczął się sezon grillowy, kilku panów
z brzuszkiem trzyma piwo i cieszy się przeogromnie.
Nie wiem z czego oni się tak cieszą, bo nie dość, że ten
produkt piwo podobny dawno piwem nie jest, to w dodatku każde smakuje tak samo.
Znajomy powiedział kiedyś, że to powinno się nazywać „europiwo”.
Dla mnie rozpoczął się przede wszystkim sezon ogrodowy i
mleczny.
Ostatniej niedzieli mieliśmy prawdziwe powodzenie, kiedy my
tak nie zgodnie z tradycją, szaleliśmy w
ogrodzie, Kaszubi odpoczywali i wybrali się na spacer do naszej doliny. Nadciągając to z jednej to z drugiej strony. Dla nas
te prace to czyta przyjemność, co z pewnością dziwi naszych tutejszych przyjaciół,
szczególnie, że Leszek zastał Rafał przy praniu. Szybciutko wyjaśniłam, że u
nas taki oryginalny podział obowiązków, ja z taczką a Rafał pierze.
A owszem, prał, swoje skóry baranie, które wcześniej
wygarbował domowym sposobem. A że akurat miałam jeszcze zapas mojego
samo-robnego szarego mydła, to miał i czym wyprać skóry.
Nakręciliśmy nawet nasz amatorski film:)
Przyznam, że było mi ciut szkoda, bo mydło (mimo
niewdzięcznej swej nazwy „szare” miało kolor oliwkowy i było z dodatkiem masła Karite i wyciągu ze
skrzypu polnego. Ale co będę baranom
żałowała spa, choćby po śmierci.
Kilka cennych wskazówek od sąsiada, że „owce to się baco
pirze ale w rzece i to kiedy łona jesce żywa” i było bardzo panom przyjemnie w
to niedzielne popołudnie. A i okazało się, że europiwem tys nie pogardzili.
Barany zjedliśmy zimą, mój syn był szczególnie zafascynowany
rozbieraniem go na części.
Potem zabrali się za świniaka i nie mogłam się zdecydować, czy jestem bardziej przerażona czy bardziej dumna. Cóż, taki to męski świat. A i na
ten sezon grillowy coś kupimy niebawem, bo w samej UK nauczyliśmy się robić
kiełbasy i specjalny sprzęt do tego gospodarz zanabył, a co!
Wiele satysfakcji daje nam przygotowywanie własnych wędlin z nie zestresowanego mięsa i nabieramy apetytu na własną hodowlę. Niestety łączy się to z trudnym momentem, gdy te najpierw słodkie i małe zwierzaczki a potem zadbany i wychuchany przychówek ma znaleźć się na Twoim talerzu. Wiele kontrowersji budzi więc widok dziecka pochylonego nad półtuszą z piłą. Wierzcie lub nie, to samo dziecko, z wielkim oddaniem i szacunkiem karmi i opiekuje się tym zwierzęciem za życia. Kiedy kilka razy w tygodniu, przejedzie się z taczką, zaniesie wodę w wiadrze i widzi, ile pracy potrzeba by wyhodować to zwierze i z jakim szacunkiem podchodzą do niego rodzice, nabiera wielkiego szacunku do pracy i do jedzenia samego w sobie.
Mnie zdecydowanie bardziej interesuje sprawa mleka, właśnie
owczego. Jak wiadomo, wiosna to sezon
wykotów i niejednokrotnie zdarza się, że owca z jakiejś przyczyny nie radzi
sobie z wykarmieniem jagnięcia. Janusz, nasz sąsiad ze wsi nieopodal, musi
zdajać matki i mleko, wspaniałe i niezwykle treściwe owcze mleczko dostają
cielęta albo kury.
Prawdą jest to, że w gospodarstwie nic się nie marnuje, ale
czy ja nie zasłużyłam sobie na nie bardziej niż cielaki?
Pierwsze co zrobię więc dziś po południu to zadzwonię do
Janusza spytać, kiedy mogę przyjechać po moje mleko, które obiecał mi gdy tylko pojawi się nadwyżka.
Marzy mi się wreszcie oscypek właśnie z takiego owczego
mleczka. Póki co robię z krowiego i jest oczywiście pycha, tyle, że mleko owcze
ma znacznie lepsze właściwości „plastyczne” i łatwiej jest taki śliczny oscypek
formować w piękną gomółkę. Smak ma znaczenie, ale by oscypek był śliczny i gładki, trzeba by masa się nie kruszyła. Czasem zdarzało się, że spotkałam różne propozycje na oscypek "na skróty" ale wierzcie mi, robiąc sery parzone od kilku lat wiem, że drogi na skróty nie ma. by powstał dobry i śliczny oscypek, najpierw trzeba zrobić bundz a dopiero potem formować ser. Jeśli będziemy się spieszyć, ser będzie przegrzany i suchy, o konsystencji kruchej.
Ser parzony to ser nie zbyt wyszukany, prosty i stworzony w prymitywnych górskich warunkach, nie skomplikowany. Jednak warto poznać kilka tajników, o których trzeba pamiętać, bo jak mawiał dziadek "kto drogę skraca, do domu nie wraca";)
Kiedyś moja znajoma organizowała taką akcję, o wdzięcznej
nazwie „owca plus”. Miała ona na celu
pokazać wszechstronność tego, co taka
owca ma do zaoferowania.
W naszym małym tradycyjnym gospodarstwie taki program jak najbardziej
byłby zasadny. Mięso zjadamy, skóry
posłużą nam za cieplutką wyściółkę sań lub ławeczek przy ognisku. Wełna, wiadomo, na filcowe czapy i kapciochy.
Nie wspomnę o tłuszczu, który można wykorzystać na mydło. No i oczywiście biała ambrozja, czyli mleko.
Myślę, że zabierzemy się więc w naszej Kukówce za taki
projekt. Skóry już wygarbowane, suszą się. Teraz pora na wiosenny serJ
Właśnie wróciłam od Janusza no i okazuje się, że jak to w
gospodarstwie i jak to ze zwierzętami, mleka owczego tego roku jak na lekarstwo
i jagniątka trzeba dokarmiać korzystając z uprzejmości krów.
Tym razem owczego oscypka nie bedzie, ale na otarcie łez
pojedziemy do Burych Misiów i tam zaopatrzę się we wspaniałe mleko od Jersejek.
O tej wyjątkowej wspólnocie pewnie jeszcze nie pisałam, ale chętnie opowiem o nich następnym razem.
Nie wiem jeszcze jak pracuje się na tym niezwykle wydajnym i
bogatym w śmietane mleku, ale mogę już wam powiedzieć, że kawa z tym mlekiem,
jest po prostu boska!
A jagniaczki, które ściskałam, tak słodkie i mięciuchne, że aż... chciałoby się je zjeść;)
Wybieramy się do Was, oj wybieramy. Coraz bardziej się wybieramy;) Czytam z podziwem waszego bloga. Najwyższy czas wreszcie zajechać do Kukówki. Będziemy w Gdańsku najprawdopodobniej w drugiej połowie czerwca. Mam nadzieję, że nie jedziecie wtedy gdzieś na wyspy albo nie wiem gdzie jeszcze?:) Pozdrawiamy gorąco z Wrocławia i Życzymy Radosnych Świąt Wielkiej Nocy! Gosia, Piotr, Franio i Bracik
OdpowiedzUsuńA u mnie urodzaj. Już 60 jagniąt i owcze mamy z dziećmi już na łąkach hasają. Myślę, że za czas jakiś podzielą się białą ambrozją troszkę i ze mną. Tak się dzieje, gdy rodzą wiosną. Zima nie mam sumienia im mleko podkradać. One wszak nie mleczne owce.
OdpowiedzUsuńŻyczę Radosnych Świąt i pozdrawiam Rogata wraz ze stadem
Owieczko, zazdroszczę tych wykotów. Takie stadko to moje wielkie marzenie, może i ja się kiedyś doczekam takiego gospodarstwa u nas i będę się Ciebie radzić, mam nadzieję, że pomożesz:)
OdpowiedzUsuńPiotrze, do Kukówki zapraszamy a i gniazdo rycerskie bardzo chcielibyśmy zobaczyć. O Franiu nie wspominając:)
Właśnie wróciłam z pastwiska. Deszcz pada już 48 godzin, a jagnięta szaleją, biegają, skaczą, robią sobie wyścigi. Deszcz im niestraszny.
UsuńJeśli będę mogła pomóc radą, na pewno pomogę. A ja będę potrzebować info na temat garbowania domowym sposobem. Jeszcze tego nie umiem.
Pozdrowienia
Bardzo mi się podobał pomysł z domowym garbowaniem. Na pewno spróbuję. Pozdrawiam Zbyszek
OdpowiedzUsuńA mi się podobało wszystko ! No widać, że idzie wiosna w Kukówce. Czekam na kolejne wpisy i myślę o warsztatach jak dotąd lepszych nie znalazłam. I słyszałam od znajomej, która była u Was, że są najlepsze. Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy !
OdpowiedzUsuńEwelina
Znalazłem niedawno tego bloga i może w wakacje się wybiorę do Was.
OdpowiedzUsuńWodak
Wygarbowałbym też skórę!
OdpowiedzUsuńRom