To był wyjątkowy kurs, prosicie mnie o zdjęcia, więc po prostu zajmę się zamieszczeniem zdjęć a wy dopiszcie resztę:)
Kuncwoty, nie były wcale zainteresowane plotkami o kosmetykach, ani nawet wykładami Joanny. Wystarczy jednak spojrzeć na nie i wiadomo, że nikt nie miał im za złe tej ignorancji.
Po piątkowych wykładach, podekscytowane zabrałyśmy się do pracy w sobotni poranek.
Po kilku chwilach jak widać, pełne rozluźnienie, wystarczy spojrzeć na Arkę, no wygląda jakby sobie tam kisiel kręciła w tym garnku, czyż nie....
Tak, część z dodawaniem kolorów, glinek, ziół i zapachów pominęłam. Ba, chyba nawet nie mam zdjęć z tej części, bo to był kompletny zawrót głowy. A czego tam nie było; jedwab, glinki, płatki owsiane i wszystkie zapachy świata.
Powyżej więc już lanie emulsji do forem. Jak tylko widać "track" zaraz szybko rozlewamy.
Robimy pierwszy krem. To był także mój pierwszy raz a teraz... krem robię co dwa tygodnie i wciąż mam mnóstwo pomysłów.
był czas na rozmowy. Joanna zagadywała naszą Lenkę.
A Po pracy oczywiście pora relaksu... To była naprawdę szalona kąpiel:)
Nasze mydełka oczywiście nie były jeszcze gotowe. Mimo, że wyglądały pięknie, to przecież muszą dojrzewać nawet 4-6 tygodni. Tu testowałyśmy mydła Joasi.
Okrągłe
Zestawy startowe we wrzosowych pudełkach. Do kupienia w naszym sklepiku a w środku; masło Shea, masło kokosowe, olej palmowy, olej rycynowy, jedwab i oczywiście NaOH.
A szał pakowania sprawił, że dziewczyny zapomniały nawet zdjąć rękawiczki po robieniu kul musujących
No i wymianki, wymianki, wymianki.....
No i kule musujące, jak kolorowe cukierki na prezenty.... bawiłyśmy się oczywiście jak dzieci.
Pierwsze warsztaty żądzą się swoimi prawami, każda więc prócz balsamu do ust, kremu i kuli musującej zrobiła kilogram mydła!!! To ogromna frajda, zważywszy, że w mydlarni jedna kosteczka kosztuje powyżej 10 zł.
Z pozdrowieniami dla przesympatycznej grupy mydlarek, oto fotorelacja:
Cóż to była za radość, gdy okazało się, że udały się nawet najśmielsze wzory.... jak widać, gdy się kto uprze... ;)
Kuncwoty, nie były wcale zainteresowane plotkami o kosmetykach, ani nawet wykładami Joanny. Wystarczy jednak spojrzeć na nie i wiadomo, że nikt nie miał im za złe tej ignorancji.
Po piątkowych wykładach, podekscytowane zabrałyśmy się do pracy w sobotni poranek.
Z NaOh nie ma żartów, wyposażone w odpowiedni sprzęt ochronny, pod bacznym okiem Joanny stawiamy pierwsze kroki
Po kilku chwilach jak widać, pełne rozluźnienie, wystarczy spojrzeć na Arkę, no wygląda jakby sobie tam kisiel kręciła w tym garnku, czyż nie....
Tak, część z dodawaniem kolorów, glinek, ziół i zapachów pominęłam. Ba, chyba nawet nie mam zdjęć z tej części, bo to był kompletny zawrót głowy. A czego tam nie było; jedwab, glinki, płatki owsiane i wszystkie zapachy świata.
Powyżej więc już lanie emulsji do forem. Jak tylko widać "track" zaraz szybko rozlewamy.
Robimy pierwszy krem. To był także mój pierwszy raz a teraz... krem robię co dwa tygodnie i wciąż mam mnóstwo pomysłów.
był czas na rozmowy. Joanna zagadywała naszą Lenkę.
A Po pracy oczywiście pora relaksu... To była naprawdę szalona kąpiel:)
Nasze mydełka oczywiście nie były jeszcze gotowe. Mimo, że wyglądały pięknie, to przecież muszą dojrzewać nawet 4-6 tygodni. Tu testowałyśmy mydła Joasi.
Okrągłe
Zestawy startowe we wrzosowych pudełkach. Do kupienia w naszym sklepiku a w środku; masło Shea, masło kokosowe, olej palmowy, olej rycynowy, jedwab i oczywiście NaOH.
A szał pakowania sprawił, że dziewczyny zapomniały nawet zdjąć rękawiczki po robieniu kul musujących
No i wymianki, wymianki, wymianki.....
Pierwsze warsztaty żądzą się swoimi prawami, każda więc prócz balsamu do ust, kremu i kuli musującej zrobiła kilogram mydła!!! To ogromna frajda, zważywszy, że w mydlarni jedna kosteczka kosztuje powyżej 10 zł.
To był cudowny czas, również dla mnie, za co bardzo wam dziękuję dziewczyny.
Mam już mnóstwo pomysłów na kolejne spotkanie.
Do zobaczenia w Kukówce
Świetna relacja, mydełka cudne - zazdroszczę! Pozdrawiam ciepło, Kasia
OdpowiedzUsuń